Perły z Amsterdamu. Piana życia

Karolina Rosocka

Niedziela. Leniwy poranek, śniadanie w ogrodzie, pieszczoty, wiatr i słońce… potem na rowerach pomiędzy wydmami, wreszcie plaża…

Jesteśmy oszołomieni – zapachem morza – zapachem kobiet. Szum wody pieści uszy. Piasek pod stopami. Zimne, niepasteryzowane piwo. Lekko pijani szukamy miejsca pomiędzy wydmami, by oddać się najprzyjemniejszej z rozkoszy ziemskich… Jesteśmy nadzy… Widzę niebo nad nami, niebieściutkie jak nigdy, kontrastuje z żółtym piaskiem i zielenią traw na wydmach. Wiatr muska mi skórę, dosięgam wyżyn. Chce mi się płakać, jest tak pięknie i wzruszająco. Potem, zrelaksowana sikam na stojąco. Śmieję się, śmieję się głośno do kamery, mam to na “taśmie”. Sok z mango spływa mi bo brodzie, oblizuję palce. Piasek sypie się z moich włosów. Wstajemy powoli. Wracamy na rowerach. Wiatr od morza przyjemnie uderza w plecy.

Ilustracja: Karolina Rosocka
Ilustracja: Karolina Rosocka

Zmieniamy plażę. Tym razem znajdujemy się w zupełnie innym – industrialnym otoczeniu – fabryki żelaza przypominają scenerie z filmów Jean Pierre Jeuneta – Delicatessen i Miasto zaginionych dzieci. Na plaży vintage bary z wygodnymi sofami i poduchami zwróconymi w stronę morza. Wszystko w odcieniach pomarańczu i brązu, kolorowe światełka oplatają słupy, jest bardzo przyjemnie, pyszne wegetariańskie jedzenie – ryż curry z warzywami, sos jogurtowo-miętowy, znowu piwo, zachód słońca – jestem pijana, nie wiem czy piwem, czy przyjemnościami, czy gorącem – a może wszystkim na raz? Powoli kończy się dzień, słońce znika, myślę – tak jestem pijana – pijana tym pięknym dniem. Robi się chłodno, wracamy.

Wieje zimny wiatr, idę bosa, postanawiam biec. Chcę być szybciej w ciepłym aucie i wtedy staje się nieoczekiwane… Biegnę z torbą w jednej ręce i sandałami w drugiej, biegnę naprawdę szybko, i nagle tracę kontrolę nad własnym ciałem – pijana/oszołomiona – zwyczajnie upadam na asfalt. Ręce mam zajęte, więc twarzą uderzam o szorstki grunt. Podnoszę się i nie wiem co się stało. Czuję krew na twarzy – mam zdarty nos, podbródek, najgłębsze zadrapanie nad górną wargą, obite kolana, zadrapane stopy. Jestem w szoku, nic mnie nie boli, tylko krew powoli sączy się z mojej egzystencji. Wsiadam do auta, widzę swoją twarz w lustrze i robi mi się słabo, wygląda przerażająco, chce mi się wymiotować, kręci mi się w głowie, ciemno przed oczami, i tak przez jakieś 15 min. Próbuję głęboko oddychać, powoli wraca spokój, wciąż nie czuję bólu na twarzy, choć jestem przerażona. Próbuję się uspokoić myślą, że to tylko zadrapania, a ból nie istnieje…

Trafiam na izbę przyjęć – pielęgniarka w rejestracji mówi – trzeba będzie szyć albo skleić specjalnym klejem. Lekarz sprawdza moje reakcje – reaguję prawidłowo. To tylko zadrapania, nic nie trzeba szyć, nie jest tak źle, samo się zagoi – muszę tylko zaszczepić się przeciw tężcowi… Wracamy do domu, jest północ – chce mieć to uwiecznione – cała z wszystkimi zadrapaniami zostaję sfotografowana, znowu mam to na “taśmie”…

Dotykam własnej egzystencji – chce mi się śmiać… Kocham życie z wszystkimi jego przejawami.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.