Herzliya. Z niepublikowanych pamiętników – Wystąpienie w muzeum w Wansee (21.11.95)

Halina Birenbaum

Na zdjęciu Halina Birenbaum

Drugie w mojej historii przekazów o Holocauście wystąpienie w muzeum w Wansee. Najpierw młody Niemiec oprowadzał obojętnie, denerwująco niemiecką młodzież szkolną. Zanotowałam sobie jego objaśnienia: „Eutanazja. Czy uczyliście się w szkole o tym pojęciu (pomóc umrzeć…). Cyklon. Czy już uczyliście się na lekcji chemii z czego się składa ten gaz? Zwróćcie uwagę na drogocenne zdjęcia…”.

Na zdjęciach Żydzi zganiani do wagonów bydlęcych na śmierć. Płonąca ulica warszawskiego getta, żandarmi niemieccy w kaskach maszerują po jezdni, Żydzi wyskakują z balkonów palących się mieszkań. Wszystko osnute ogniem, dymem. Śmiercionośna buta nazistów, spustoszenie, trupia groza wszędzie… Przewodnik: „Czy możecie sobie wyobrazić co znaczy selekcja? – Tak, słusznie – sortowanie”… To wszak proste, oczywiste… !

Przy zdjęciach stert włosów ludzkich zagazowanych wyraz wstrętu na twarzach zwiedzających. Więcej zainteresowania dla obrazów zniewolonych sowieckich żołnierzy. Doskonały humor po obchodzie muzeum… Nareszcie koniec nudy!. Pytań żadnych (po co przedłużać takie „lekcje”?)! Wszystko jest jasne i ich nie dotyczy. Młodzi są zajęci sobą, pociąga ich ładna koleżanka czy kolega.

Przewodnik zwraca się do mnie kilkakrotnie, abym sobie gdzieś usiadła, bo chyba nie mam siły tyle chodzić… Wyraźnie nie chciał mnie w pobliżu, bym przysłuchiwała się jego wyjaśnieniom.

Mruknęłam ironicznie, że skoro mogłam przebyć tą całą trasę od warszawskiego getta, Majdanka, Auschwitz, marszu śmierci z Oświęcimia do obozów w Niemczech – i wreszcie z Izraela do Wansee, gdzie zapadła decyzja w 1941 roku o ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej, czyli o zagładzie mojego narodu – to mogę z pewnością przejść trasę kilku sal Wansee Willah, dziś muzeum.

Przewodnik dalej deklamował bezdusznie swe skrócone do minimum opowiastki o sensie muzeum w Wansee, a gdy przyszła kolej na moją opowieść, wyszedł. Wracał jednak kilkakrotnie, przeszkadzając telefonami zasłuchanym, wstrząśniętym uczniom.

Nagle spoważnieli, nastrój się zmienił. Poczuli wreszcie, że coś naprawdę w ich historii się zdarzyło i jak najbardziej ich dotyczy. Niektóre nauczycielki wybuchły płaczem, część uczniów także nie mogła pohamować łez.

Przewodnik chciał lekko i sucho o tym wszystkim powiedzieć, jakby nie chodziło o żywych ludzi, a tylko o teorie naukowe… W taki sposób miał im wiele do powiedzenia. Byłam oburzona, jednak moi niemieccy przyjaciele w Berlinie nie bardzo rozumieli dlaczego. Widocznie ich również tak przyzwyczajono mówić na ten temat. Może taką mają mentalność?

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.