Sos-diariusz. Wywiad z Kamanem cz. 8

Z Krzysztofem Kłosowiczem rozmawia Sas

Krzysztof Klosowicz Kaman – fot. Marcin Maziej

DS: Jest opisane pojęcie makyō – pewnego rodzaju złudzenia, halucynacji. Za tymi złudzeniami człowiek może pójść, dać się im uwieść. Bywają makyō diabelskie, niebezpieczne, ale i też niegroźne, które przepływają przez nas. Jesteśmy takimi odbiorcami różnych chwil. Któregoś razu w rozmowie z Agnieszką Tymińską mówiłeś, że po koncercie dla murzynów, z zaproszeniem do odwiedzin Nigerii od ambasadora, wszystko samo zaczęło się układać. Nie uległeś takiej halucynacji? Jedyni białasi w ekipie – nagle wszystko zaczęło się układać!

KK: Miało się układać. Nie wszystko się ułożyło. Po tym koncercie pojechaliśmy do ambasady nigeryjskiej, do Warszawy, próbując rozmawiać na temat możliwości zorganizowania przez nich takiego wyjazdu [nic z tego nie wyszło]. W tym czasie Polska wspierała Nigerię. Ambasador przyjechał tutaj – pewno tam gdzieś będzie odnotowane – kupować od Wrocławskiej Stoczni Rzecznej kutry rybackie dla Nigerii. Potem odwiedził studentów nigeryjskich, którzy studiowali głównie na Akademii Medycznej.

I wtedy po prostu zagraliśmy koncert tylko dla czarnej publiczności. Jedynymi białymi osobami był zespół Miki Mousoleum. Dużo wcześniej niż Izrael czy ktokolwiek inny, graliśmy muzykę reggae dla takiej widowni. Na początku były takie zaczepki: a co oni tu robią? Zaczęliśmy wychodzić na scenę, rozkładać się, bo tam była jakaś kolejność. Jeden z czarnych chłopaków mówi, że jesteśmy zaproszeni. I zaczęliśmy grać. Nie wiem, po trzecim, czwartym takcie grania, wszyscy zaczęli się kiwać. Potem ambasador z przepiękną żoną tańczy sobie wśród innych.

Zagrałem ten koncert i nagle to myślenie, że wow, mam takich odbiorców i tak reagują, że nie trzeba nic więcej, osiągnęliśmy absolut! Jeśli to była złuda, to był to naprawdę rewelacyjny koncert, rewelacyjna atmosfera – pączki i marihuana.

W głębokim, buddyjskim rozumieniu wszystko, co widzimy jest nierealne – od początku do końca. Naprawdę głębokie wglądy, obojętnie jak, z której strony się wchodzi, są jednakie. Nasze mózgi są skonstruowane identycznie w sensie biochemicznym. Nie ma tak, że u kogoś jest serotonina, a ktoś inny ma dopaminę. Wszystkie mózgi działają na tej samej elektrochemicznej zasadzie – u zwierząt, u ludzi.

W ramach tego układu, tego komputera, tego czegoś, nasze postrzeganie świata jest ograniczone tą biochemią jaka istnieje. Być może w przyszłości będzie jakaś szczepionka albo zastrzyk, który spowoduje, że w naszych mózgach zaczną obowiązywać inne reguły, inne substancje będą neuroprzekaźnikami i zaczniemy wtedy inaczej myśleć?

Takie coś – jak twierdzą ci, co wiedzą – zdarza się po głodówkach, po, że tak powiem technikach uruchamiania swojej aktywności mózgowej i dochodzi do wglądów niezwykłych, do jakiś „objawień” albo bóg wie jak to nazwać. Szansa, że będziemy w stanie np. rozumieć mózg ośmiornicy i komunikować się z nim jest ułudą. Nawet nasza rozmowa nie jest przekazem prawdziwych treści. To, co ja sobie wyobrażam mówiąc, nie oznacza, że ty słuchając masz te same wyobrażenia. Tego się nie zmieni, cały czas to jest to makyō, ta ułuda.

DS: Samotność jeżeli wszystko jest ułudą? Teraz siedzę przed Tobą, pijemy herbatę.

KK: Jesteśmy samotni cały czas, nawet w sytuacji, gdy się zakochujesz, to jest nasza własna chemia i wcale nie znaczy, że ten ktoś czuje się tak samo. Nie ma nic innego poza fizyką i elektrochemią. To nie jest smutne, samo słowo „smutne” to jest złe określenie, to jest normalne! Jakiej przeciwności tego smutku oczekiwałeś?

DS: Że przez swoje bardziej lub mniej uzasadnione działania tak wykrystalizuję swoją energię – duszę – atman, że ona po mojej śmierci osiągnie stan wyzwolenia – mokszy i przejdzie bez żadnych kar, czyśćców, pokut, prosto do nieba – kosmosu.

KK: Ona przejdzie bez względu na to w jakim jesteś stanie psychicznym, jak się czujesz. Czy zdajesz sobie sprawę jaki procent wagowy, objętościowy nie jest Tobą? Ile masz w sobie roztoczy, robaków, wszystkiego innego, co żyje z Tobą od urodzenia i będzie żyło przez jakiś czas po Twojej śmierci? To coś na pewno nie jest Tobą a równocześnie jest. Jak naprawdę jesteśmy zjednoczeni z wszechświatem – tym wszystkim dookoła – zrealizuje się w momencie naszej śmierci…

DS: „A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę, Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy, Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży” jak to napisał Sofokles, który mając 90 lat umarł z radości w Atenach? …

KK: Ok, życie jest przerażające. Jednym z takich wielu przerażeń jakie miałem było, kiedy moja trzy letnia córka ni z gruchy ni z pietruchy spytała mnie: czy ja też umrę? Najprawdopodobniej też sam zadałem takie pytanie, ale tego nie pamiętam. W którymś momencie zachodzi taka korelacja w mózgu, że tego typu wątpliwość, pytanie, się pojawia i to bardzo wcześnie, zaskakująco wcześnie. Użyłeś słowa „społeczeństwo”. W jakim kontekście?

DS: Umowy cywilizacyjnej. Są role, które trzeba odgrywać. Jak nam się to zabierze…

KK: To wcale nie znaczy, że się rozsypie. Poza tym jak mówić o społeczeństwie, w którym istnieje niewolnictwo? Jakie to jest społeczeństwo, w którym są wykluczone osoby od decydowania? Gdzie tu jest społeczeństwo? Społeczeństwo to my wszyscy, a nie tylko bogaci, biali, protestanci i tak dalej. Nie ma społeczeństwa jednorodnego.

Chińczycy nie lubią muzułmańskich Ujgurów i zamykają ich w jakiś ośrodkach. Biali suprematyści z Teksasu nie lubią czarnych, kolorowych i Meksykanów. Polacy boją się cudzoziemców, nie lubią Ukraińców, nienawidzą Żydów.

Skąd lęk, że obalenie tego całego układu społecznego to będzie coś złego? Jestem buddyjskim anarchistą. Uważam, że jeśli nie dojdzie do jakiś przetasowań to bogaci będą bogaci, biedni będą biedniejsi.

Wczoraj skończyłem książkę „Pięć dni, które wstrząsnęły światem”. Historia o tym, co robiły słynne postacie w ostatnich pięciu dniach wojny światowej. Jest tam taki moment, na pierwsze spotkanie ONZ, organizowane jeszcze w czasie trwania wojny, przyjeżdża jakiś tam szejk z Arabii Saudyjskiej czy skądś i jest bardzo zdziwiony wypowiedzią szefa hotelu, w którym mieszka – że kupno windziarki, Japonki, która tu pracuje nie jest praktykowane, a on sobie chciał kupić kobitkę.

Ci ludzie, którzy w desperacji próbują się dostać do Europy zaprzedają się transportowcom, którzy ich przewożą, przemycają, są przykładem żywego niewolnictwa, które ma swoją rację bytu na tym świecie. Jeżeli istniałaby możliwość, żeby rozpierdolić te wszystkie układy oparte na takich umowach społecznych, to ja jestem za obiema rękami i nogami.

DS: Przekaz Twoich piosenek jest nadal aktualny, zresztą publicznie mówiłeś, że śpiewasz piosenki 30 lat i nic się nie zmieniło.

KK: Cały czas uważam, że podstawą wszystkiego jest prawidłowa edukacja. Do moralności, dobrego postępowania nie trzeba żadnej religii, aby wykształcić takie cechy w człowieku. Potrzebny jest dobry nauczyciel. Reszta dzieje się w sposób niekontrolowany.

Nie wyobrażasz chyba sobie takiej sytuacji – przynajmniej na razie – że istnieje jakieś oprogramowanie, którym dysponują rodzice i są w stanie śledzić np. co ich dzieci oglądają na smart fonach, czym się zajmują w wolnym czasie, z jakich treści korzystają, co ich fascynuje. Są takie sytuacje – ktoś dostaje pierdolca, zabija ileś osób, a wszyscy mówią: przecież to takie grzeczne dziecko było. Największą krzywdę w edukacji dzieci sprawiają rodzice.

W społeczeństwach, którymi się fascynujemy typu Sparta, dzieci w pewnym wieku zabierało się rodzicom i były kształcone przez światłych ludzi, żeby wyrośli na światłych obywateli. Dzieci były uwolnione od mąk rodziców, ich psychoz choćby po to, by złe grepsy nie przenosić z pokolenia na pokolenie, żeby ten bagaż głupoty i błędów się nie powielał.

Sos-diariusz. Wywiad z Kamanem cz. 7

Z Krzysztofem Kłosowiczem rozmawia Sas

Krzysztof Kłosowicz – Kaman – Fot. Marcin Maziej

DS: Grałeś i śpiewałeś teksty co najmniej niewygodne dla łamiącego się systemu politycznego, widzę Ciebie zdrowego, zintegrowanego psychicznie i chcę zapytać się o to, jak Tobie i muzykom, których zapraszałeś do zespołów, udało się nie doznać krzywdy czy to fizycznej, czy psychicznej?

KK: Nie mam pojęcia. Może władze uznały, że to, co robię jest nieistotne po prostu i żadną miarą nie jest groźne dla systemu ani nic takiego. Gdybym miał – eee – tendencje kombatanckie i rozbuchane ego, to może bym poszedł do IPN u i się spytał: jakie mają papiery sporządzone przez służby na mnie? Mnie to nie interesuje. Mam to w dupie.

Mieliście zagrać przed Piwnicą Świdnicką, na Rynku. Ciebie zwijają do wariatkowa, przychodzi Rołt, Irenka…

Nie, nie! To jest jakaś legenda. Nikt mnie nie zwijał do wariatkowa.

A w rozmowie z Wojciechem Bockenheimem mówisz o…

Ale poszedłem tam sam, bo miałem, z powodów rodzinnych, dragów i innych, rozpieprzoną głowę na tyle, że potrzebowałem pomocy psychiatrycznej, żeby mój rozbuchany umysł i rozszalałe synapsy ugasić trochę.

Co dzieje się obecnie z polityka kulturalną?

Nie mam zielonego pojęcia. Na pewno pytasz o politykę kulturalną dotyczącą Polski.

Oczywiście.

Nie mam zielonego pojęcia, bo nie słucham radia, nie oglądam telewizji polskiej. Wiedzę o świecie czerpię z internetu, z zagranicznych stacji telewizyjnych. Nie szukam specjalnie muzyki nowej. Dokopywanie się do tych muzyk, które mnie interesowały w czasach mojej młodości to jest cała frajda. Odnajdywanie jakiś nowych wersji np. Canned Heat, Franka Zappy, Mahavishnu Orchestra i tak dalej, i tak dalej. To lubię robić.

Uważam, że formuła muzyki reggae jakby trochę się wyczerpała. Nie sądzę, żeby jeszcze pojawił się jakiś nowy wykonawca na miarę Marleya czy Lintona. Jedyne czego słucham, to muzykę z czarnej Afryki, muzykę z Mali, z Sudanu, muzykę nigeryjską. Każdą nową, która jeszcze nie jest obarczona, nie zdobyła takiej popularności, żeby ją przefiltrowały biało-europejsko-amerykańskie maszyny producenckie i lansowały ją szeroko. Tyle na ten temat mogę powiedzieć.

Czy nasz gatunek jest porażony manią zabijania innych i wręcz groteskowego tłumaczenia się z tego?

Takie mam wrażenie. W czasie poprzedniej kampanii wyborczej zauważyłem, że my wszyscy albo większość społeczeństw marzy o rządach twardej ręki, żeby był porządek, żeby np. złodziei nie było. Za to ludzie są skłonni na ograniczenie wolności w poważnym stopniu. Rosja Putina, który będzie rządził aż do śmierci a jeżeli ktoś nie podtruje Xí Jìnpínga, to też będzie rządził do śmierci. Trump chciałby rządzić do śmierci. Wszystkie faszyzująco – totalitarne dyktatury, burżuazyjne albo komunistyczne, starają się zachować swój status quo na wieki wieków! Ludzie lubią być deptani, przydeptywani do ziemi pod warunkiem, że dostaną jakieś gratyfikacje w rodzaju 500+ albo podwyższenia emerytur, albo wozy strażackie. Czarno to widzę. Źle widzę naszą przyszłość, bo są te tendencje autorytarne. Są takie miejsca na Ziemi, gdzie cały czas sytuacja jest jakby na ostrzu noża. Choćby już to, że wczoraj Izrael zajął wybudowane nielegalnie osiedla na zachodnim brzegu Jordanu, wychodząc z założenia, że to są biblijne ziemie Izraela! Co to za argumentacja! Taką prawie ziemią Polaków jest Kijów i co, powinniśmy iść na Kijów?

Przypominam Ci o książce Lema „Powrót z gwiazd” i o tym betryzowaniu czy jakimś tam chemicznym likwidowaniu w człowieku krwiożerczych instynktów, które są zupełnie niepotrzebne. Bo tak naprawdę, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia po co jest cały ten wyścig zbrojeń? Rozumiem, że dużo taniej jest wyprodukować kulę, która zabija człowieka, że łatwo jest ten cały kompleks militarny utrzymywać i straszyć. Straszyć ludzi, że trzeba go utrzymywać, bo jest potrzebny, bo po drugiej stronie oceanu albo za drugą granicą są goście, którzy mają skośne oczy i to są nasi wrogowie, i musimy byś gotowi do zabijania ich, zanim oni pozabijają nas.

Czy dla Ciebie człowiek jest przede wszystkim sługą ciała?

Czuje się przekonanie, że istnieje dusza i kilka wartości wyższych niż to ciało z jakim przychodzimy na ten świat i z jakim go opuszczamy. Jak to się fajnie mówi w buddyzmie – skórzany worek pełen gówna i innych nieczystości. Nie widzę i nie wyobrażam sobie innego uzasadnienia naszego funkcjonowania.

A co z zasadami moralnymi?

To są, ech, wiesz, no… Wróćmy do Eskimosów, którzy są takim dobrym przykładem jak mi się wydaje. Jeżeli do jakiegoś osiedla, domu, w którym jest mąż, żona, dzieci, przychodzi jakiś zmarznięty wędrowiec i jeżeli ma na to ochotę, to śpi z żoną właściciela. Uwarunkowania moralne w tego typu małżeństwie są sztuczne. Jednocześnie to samo społeczeństwo eskimoskie wygania ze swojej wspólnoty kogoś, kto zachowuje się irracjonalnie. Na przykład odbiła mu szajba i jest w stanie zagrozić takiej społeczności. U nas takiego kogoś wysyła się do wariatkowa, kiedyś gości wysyłało się do klasztoru albo na pustynię, żeby sobie pomedytowali.

Jest jakaś racja? Kto ma rację – umarli czy żywi deptający po nich?

Czy w ogóle można mówić o jakiejkolwiek racji? Są neolityczne osiedla na terenie obecnej Turcji. Takie Çatalhöyük lub Asikli, które były miastami, w których rządziły kobiety. Całe społeczeństwa w którymś okresie naszego rozwoju były matriarchalne. To nie facet był tym, który decydował o rozdziale dóbr, o rządzeniu, tylko matka, płodna matka, płodna matka pszczela. W roju najważniejsze nie są trutnie tylko matka pszczela jest najważniejsza.

Ludzkość sobie dawała radę na różne sposoby. W którymś momencie połączenie siły militarnej z religią daje wyprawy krzyżowe. W Polsce wybijano zęby za spożywanie mięsa w piątek, kiedy wprowadzano chrześcijaństwo. Ta religia dotyczyła tylko wyższych warstw społeczeństwa, Kościół posługiwał się łaciną, żeby trzymać tłumek w pełnej niewiedzy. Ponad tysiąc lat trwało to. W końcu zaczęto msze odprawiać w języku, który jest zrozumiały. Obecny rodzaj moralności jest chwilowy, bo za chwilę wyewoluuje w sposób, który nie jesteśmy w stanie przewidzieć w związku z rozwojem medialnej techniki, sztucznej inteligencji.

A skąd twórcy anglojęzyczni w „Białym murzynostwie”?

Cummings dlatego, że było o paleniu, co wszyscy słuchacze odczytywali, że przecież nie chodzi o papierosa, a Vonnegut – „miało się tryperka syfa miało się” to zabawna rymowanka z „Kociej kołyski”. Ja tam tylko dołożyłem jedną linijkę, której nie ma w przekładzie – „syf to jest drobnostka, aids niestety nie”. Był akurat taki problem, że gdzieś tam na wsi próbowano budować taki ośrodek dla ludzi chorych na HIV, a oburzone polskie społeczeństwo chciało ich widłami przegonić, spalić, bo to kara boska dla takich ludzi. Między innymi to był powód, że Jasiu, popełnił samobójstwo, bo jeszcze wtedy wydawało się, że taka choroba to wyrok.

Czy prócz znoszenia warunków historycznych w „super kraju” możemy liczyć na zmiany?

Jeżeli mogą być jakieś zmiany to tylko na gorsze, jak na razie. Na to się zanosi. Globalne ocieplenie, topnienie lodowców, podnoszenie się poziomu zanieczyszczonych plastikiem oceanów, wyginięcie żywności w oceanach, które wydawały się być studnią bez dna a tak nie jest. Popatrzmy na kulę ziemską od strony Pacyfiku. Praktycznie odniesiemy wrażenie, że żyjemy na wodnej planecie. Miejsc, gdzie występuje żywność jest już bardzo niewiele i robimy wszystko żeby je skasować.

Ostatnio oglądałem materiał o gościu z Hongkongu, który ma sześćdziesiąt ileś lat, który był rybakiem a obecnie nurkuje i zbiera porzucone, zniszczone fragmenty sieci rybackich. Śmiertelna pułapka dla żółwi morskich, delfinów. W większości wypadków porzucone sieci powodują dewastację, którymi nikt się nie przejmuje. Owszem przejmuje tym, że stracił sieć, która kosztuje setki dolarów.

Różanka 24.06.2020

Sos-diariusz. Wywiad z Kamanem cz. 6

Z Krzysztofem Kłosowiczem rozmawia Sas

Krzysztof Kłosowicz – Kaman – Fot. Marcin Maziej

S: Jak wydarzenia historyczne wpłynęły na pojawienie się Twoich tekstów, na powstanie Miki Mousoleum w czasie tzw. karnawału Solidarności, zespołu który w znaczący sposób wpłynął na popularność muzyki reggae w Polsce?

KK: Nie sądzę, żeby zespół Miki Mousoleum wpływał znacząco na popularność muzyki reggae w Polsce. Ta muzyka akurat znalazła zaangażowanych słuchaczy, bo była fajna, nowa. Pamiętaj, że Trójka czy Rozgłośnia Harcerska, puszczała praktycznie całe płyty.

W Polsce nie obowiązywały międzynarodowe przepisy dotyczące przestrzegania praw autorskich. Były takie audycje: „próba mikrofonu, kanał lewy, kanał prawy” i wszyscy podpinali swoje magnetofony i nagrywali z radia płyty, które były niedostępne. I to było kradzieżą, ale przy okazji fajnym sposobem, żeby mieć dostęp do muzyki reggae, do wykonawców z Jamajki, Wielkiej Brytanii i innych. To długo trwało. Nie wiem jak to określić: długo trwający prezent, długo trwające piractwo? Komunistyczne piractwo, które nam rozszerzało światopogląd, scenografię muzyczną świata.

Myśmy nie zaczęli grać w czasie, w którym trwał karnawał Solidarności. Zaczyna się karnawał Solidarności, trwa przez jakiś czas, a potem Jaruzel wprowadza stan wojenny.

Zaczynamy w trakcie strajku uczelni wyższych, w tym czasie m.in. był strajk w Wyższej Szkole Pożarniczej, który został spacyfikowany desantem śmigłowcowym. Uczelnie reagują, bo rząd gwałci i niszczy Solidarność. W czasie tego strajku, który trwał od listopada czy początków grudnia do wprowadzenia stanu wojennego i jeszcze dzień lub dwa po, my żyliśmy na uczelni, żywiąc się żółtym serkiem z darów i grając po prostu.

W trakcie stanu wojennego w mieście Wrocław zaczynają się zadymy. Rozjechany czołgami zostaje Pafawag. Ale tak naprawdę poważne bitwy odbywały się całymi dniami na Pereca, tam gdzie jest linia kolejowa, a że Pereca się nie rymowało, to powstało „ZOMO na Legnickiej”.

Co ogranicza wolność wypowiedzi artystycznej?

Jest taka fantastyczna gitarzystka amerykańska Tracy Chapman, która swoją karierę zaczynała na ulicy. Wstrząsająco opowiada o takich właśnie udrękach i trudach bycia czarnym w Ameryce. Niewiarygodny głos ma dziewczyna. Tamten, amerykański kapitalizm, jest na tyle otwarty, że gdy ktoś widzi taką dziewczynę, zatrudnia ją, nagrywają płytę.

Nie wyobrażam sobie w obecnej sytuacji, kiedy rządzi rząd, który rządzi, by taki rząd poparł np. wydanie jakiejś płyty skierowanej przeciwko sobie tekstowo czy ideologicznie i lansował ją w telewizji, czy w radiu, które kontroluje. To jest kwestia siły demokracji, cenzury, która pozwala na to, że twój głos znajdzie jakiś oddźwięk, będzie słyszalny. W USA demokratyczne reguły są takie, że jest tam dużo więcej wolności niż w Polsce.

Opowiadałem Ci o tym Róbrege, na którym cenzura zatrzymała nam wszystkie teksty, chciała pójść z nimi do studia i je powymieniać. Tak jak Lechu Janerka na pierwszej płycie musiał wymieniać czy kłócić się o słowa. Opowiadał co musiało być zmienione, żeby mu przepuszczono teksty, co w niektórych przypadkach odwracało kota ogonem.

Zdecydował się na mediacje.

No tak, bo on i chłopaki czuli się fajnie, czuli że mogą sobie zrobić płytę w tym, no …

Rozumiem, ale Ty tak nie zrobiłeś czy miałeś jakieś inne ograniczenie?

Nie. Mnie nie interesowała kolaboracja. Przy okazji wspominałem, że Krzysztof Krawczyk jest moim bratem ciotecznym i wiem ile kosztuje nerwów i zdrowia bycie popularnym wykonawcą w czasach komuny albo zaraz potem. To jest masa kompromisów, z którymi ja bym sobie nie dał rady. Znałem od podszewki te układy, które obowiązywały w komunistycznym show–biznesie. Iść na taki kompromis absolutnie nie chciało mi się. Pamiętaj, że ten Festiwal w Jarocinie jest zrobiony po to, żeby skanalizować energię młodzieży, żeby skakała w kurzu pod sceną a nie pieczołowicie w piwnicach wyjmowała proch z niewypałów lub sporządzała mieszanki benzyny i ropy naftowej do koktajlów Mołotowa.