Proste historie. Małe wojny religijne

Jarosław Kapsa

Matthäus Küsel (1629-1681) (after Lodovico Ottavio Burnacini), Mouth of Hell, 1668

Nie wiem co na ten temat sądzi Pan Bóg i nie wiem, czy go to w ogólności, obchodzi, ale mamy w Polsce 191 zarejestrowanych kościołów i związków wyznaniowych1. I – co najbardziej cieszy – żadnej wojny religijnej nie ma. Są, najwyżej, jakieś drobne potyczki, głównie werbalne, wierzących z ateistami; ale najgroźniejszym objawem takowej gorączki było obrzucenie Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej pojemnikiem z atramentem i to nie tyle z powodu wiary, lecz psychicznych zaburzeń.

Ilość wyznań jest widocznym objawem wolności. Do 1984 roku zarejestrowano 33 kościoły i związki wyznaniowe, w okresie przełomu 1984-89 przybyło 17, lawina ruszyła po 1990 roku, do 2011 roku zarejestrowano 141 (74% z ogółu 191 funkcjonujących).

Dość łatwo przyzwyczailiśmy się do wolności, stan ten uznajemy jako normalny. Nie ma więc podstawowego paliwa wszelkich wojen religijnych, przekonania, że tylko nasz Bóg jest jedyny i prawdziwy, a wszelkie zboczenia prowadzą do skrzywdzenia nieświadomych tego ludzi.

Pisano bowiem uczenie: „Od początku świata tak było i jest, że złe dobremu nie dawało i nie daje spokoju. Ile razy i gdziekolwiek dobre chce rozpostrzeć panowanie swoje i dusze ludzkie ku doskonałości, ku Niebu, ku Stwórcy Wszechmocnemu zbliżyć, zawsze tam, jakby na zawołanie, zjawia się duch zły, i robotę prowadzoną w duchu Nauki Chrystusowej, usiłuje sposobami wszelkiemi psuć, a ludzi słabej woli zwłaszcza, słabego ducha i słabego rozumu, od Nauki tej, nad którą lepszej, piękniejszej i mądrzejszej nie było, nie ma i nie będzie, odwracać, a ku sobie ciągnąć. (…)

Jakoż bywało tak zawsze i da Bóg będzie zawsze, że z księdzem polskim w nierozdzielnej jedności zostanie lud polski, a i po nagrodę do Nieba, zawsze razem, lud polski z księdzem polskim pójdzie.

Jedność ta atoli w sprawie wielkiej i świętej, nie podoba się okrutnie szatanowi, więc jął on przemyśliwać nad tem, jakby ją zerwać, a lud od prawowitych kapłanów swych odwrócić.

Myśli tedy szatan, myśli i na różne wpada koncepty: To posyła między ludność wiejską socyalistów, to anarchistów, to różnych innych agitatorów, do „strajku rolnego” czyli do opuszczenia ziemi-karmicielki służbę folwarczną i służbę gospodarską, namawiających; a gdy mu się wszystko to nie udaje i gdy zdrowo, a uczciwie myślący lud polski o wciągnięciu go do roboty złej, prawom Boskim i wszelkim prawom ludzkim przeciwnej, ani słyszeć chce, szatan — innych szuka sposobów.2

Rozprawa pana Mrówki dotyczyła powstałej w początkach XX wieku sekty mariawickiej. Pisana była równie przystępnie jak bajka o tym, że „baba diabła wyłonacywały”.

„I wyszukał sobie dyabeł babę taką aż w Płocku, niejaką Kozłowską, a dawszy jej wskazówki, co i jak ma czynić, ażeby odszczepieństwo od Kościoła katolickiego między ludem krzewić, jemu zaś przez to niby ryb do sieci, jak najwięcej dusz ludzkich napędzić, znalazł w onej Kozłowskiej narzędzie powolne.

Opętał ją, a ona też raźno zabrała się do dzieła dyabelskiego. Że zaś wiadomo, jako niewiasty długie włosy mają, ale rozum krótki, (chociaż sprawiedliwie mówiąc, nie wszystkie, bo i między niemi są też bardzo rozumne), więc i Kozłowska zabrała się najpierw do służących, i dalejże udawać przed niemi, że jest jasnowidzącą, że wszystko wie co w przyszłości będzie, gdyż sam Pan Bóg jej to niby objawił, choć z dyabłem jeno do czynienia miała. Dalejże przepowiadać blizki już koniec świata i namawiać ludzi, ażeby o żadne pieniądze ani znikomości ziemskie nie dbali, a jej tylko grosze znosili, z czego też duży zebrała już majątek, a żyje i mieszka sobie po pańsku niby księżna jaka. (…)

Nauki takie fałszywe i heretyckie onej niby jasnowidzącej, a naprawdę tumaniącej ludzi komedyantki, rozchodziły się szybko między ludnością łatwowierną, ale że dyabłu i jego wspólniczce nie dość tego było, więc owa Kozłowska, mająca w mieszkaniu swojem pracownię ubiorów kościelnych, ściągnęła do siebie i opętała najpierw paru, potem kilku, potem zaś kilkunastu przeważnie młodych księży, którzy, przy podszeptach szatana, uwierzywszy także w jej udawane przepowiednie i w jej fałszywą świątobliwość, poczęli u siebie w parafiach jej nauki szerzyć, a lud bałamucić i do schyzmy czyli do oderwania się od Kościoła katolickiego i od polskości namawiać.

Mówię od Kościoła i od polskości, bo narodowość nasza z Wiarą katolicką jest tak silnie i spoiście złączoną, że ktokolwiek u nas Wiary się tej wypiera, ten i polakiem być przestaje, stając się natomiast zaprzańcem , odszczepieńcem i w ogóle czemś, o czem się mówi: ni to pies ni wydra … ot półdyable jakieś .”

Kościół Mariawicki, zarejestrowany przez władze rosyjskie w 1906 roku, powstał w kręgu wierzących w objawiania „Mateczki” zakonnicy Marii Franciszki Kozłowskiej; nie uznany przez Papieża, nawiązał kontakt z Kościołem Starokatolickim w Holandii, powołując własnego biskupa.

W 1935 roku doszło do rozłamu, część związana z Unią Utrechcką nazwała się Kościołem Starokatolickim Mariawitów. Rozwija on kult maryjny, uznaje tradycje Kościoła Katolickiego z pierwszych 7 soborów, odrzuca dogmat o nieomylności Papieża. W 2011 roku kościół miał 23 436 wiernych, 25 duchownych, 44 świątynie i 36 parafii; religii uczy się 1850 młodych ludzi. Najwięcej Starokatolickich Mariawitów jest w województwie mazowieckim (13 900, w tym w Warszawie 1350), łódzkim (8750) i śląskim (543).

Wyodrębniony w 1935 roku Kościół Mariawitów ma swój ośrodek w Felicjanowie pod Płockiem, różni się od Starokatolickiego przyjęciem za dogmat Objawień „Mateczki”. Ogółem w Polsce ma 1980 wiernych, 3 duchownych mężczyzn i 8 kobiet, 14 świątyń, 17 parafii. Administracyjnie dzieli się na dwie kustodie: płocko-łódzką i warszawsko-lubelską. Najwięcej wiernych jest w województwie łódzkim (977) i mazowieckim (866, w tym w Warszawie 103).

W niepamięć poszły zarzuty, że to ruska była intryga; a wraz z nimi egzotyka gorących sporów, takich jak opisane przez Mrówkę: „W pobliżu miasta Łodzi jest wieś Stryków, gdzie właśnie taki, dawniej ksiądz, a dziś zaprzaniec i odstępca, (nie wymieniam nazwiska, bo może i na niego jeszcze łaska Boża spłynie i do opamiętania przywiedzie) – odszczepieństwo pomiędzy ludem szerzył, a przeciwko duchowieństwu buntował.

Otóż pewnej Niedzieli do tego Strykowa przybył świeżo przez Władzę duchowną mianowany proboszcz, ksiądz prawowity, którego też lud wierny chciał do kościoła wprowadzić i klucze mu od świątyni oddać. Tymczasem, zbuntowani przez tamtego, odstępcę, parafianie – mankietnicy, oparli się temu i księdza do kościoła wpuścić nie chcieli.

Wobec bezprawia tego, nowy proboszcz odjechał z powrotem do Warszawy, a katolicy prawowierni, widząc na co się zanosi, odeszli od kościoła, chcąc wrócić do domów. Tymczasem cóż się dzieje? Oto do dawnych, zbuntowanych, parafian – mankietników przyłączają się uzbrojeni w kije, noże i rewolwery – socyaliści, i nuż ścigać powracających spokojnie katolików, a śmiercią im grozić.

Napadnięci poczęli uciekać w różne strony, część zaś ich schroniła się przed zbójami do przydrożnej herbaciarni, do której drzwi zatarasowano. Nie pomogło to jednak. Rozwścieczeni mankietnicy i socyaliści dostali się przez dach do wnętrza budynku – i tam katolików bezbronnych, którzy na klęczkach błagali, aby im przed śmiercią wyspowiadać się chociaż pozwolono, w sposób okrutny pomordowali. Siedmiu ludzi zabili na miejscu, a kilkudziesięciu poranili, niektórych bardzo ciężko, tak, że już do końca życia kalekami zostaną. (…)

Podobnych nadto zbrodni i gwałtów nieludzkich względem prawowitych sług Bożych, gwałtów, połączonych z wyrzucaniem siłą proboszczów naszych, pasterzy prawych, zasłużonych i z rozlewem krwi bratniej, mankietnicy pod przewodem onych księży-odszczepieńców dopuścili się jawnie w parafii Czerwonka w gub. Siedleckiej, w Żukowie, w gub. Płockiej, w Okrzei, w pow. Garwolińskim i w paru jeszcze innych miejscowościach.”

Rok 1906 był czasem anarchii i zamętu, pałkami i rewolwerami rozstrzygano różne spory materialne i ideologiczne; ale zarzut, że ogarnięci furią religijną mariawici wymordowali w Strykowie siedmiu katolików potraktujmy jako ówczesny fake news. Nie da się jednakże zaprzeczyć, że rozpalani „mróczopodobną” propagandą „bogobojni” katolicy dopuścili się do setek napadów i pobić znienawidzonych „mankietników”, niszczenia ich świątyń i domów prywatnych.

Treścią każdej wojny jest przemoc, a w wojnie religijnej cel usprawiedliwia wszelkie środki. Mariawici byli przed I wojną światową największym problemem wewnętrznym polskiego kościoła katolickiego. Nie jedynym, bo żadna instytucja w żadnym czasie i miejscu nie jest tak trwała, by nie kruszeć pod wpływem zmian klimatycznym.

Kościół Starokatolicki, z którym złączyła się część ruchu mariawickiego, powstał w Europie po soborze w 1870 roku ogłaszającym dogmat nieomylności Papieża. Pierwszymi objawami nowego wyznania była starokatolicka parafia w Katowicach utworzona 27 listopada 1874 roku; potem zawiązała się grupa Józefa Pągowskiego w Zgierzu, oraz dr. A. Ptaszka w Krakowie.

Europejskie, narodowe kościoły starokatolickie połączyła Unia w Utrechcie. Kościół Starokatolicki nie był uznawany w II Rzeczpospolitej, zarejestrowany został w 1947 roku, po czym ponownie zawieszono go w 1961 (formalnie istnieje dopiero od 1996 roku). Liczy w kraju 1300 wyznawców, 10 duchownych, 4 świątynie i 4 parafie. Najwięcej wiernych jest w woj. dolnośląskim (600), łódzkim (300) i śląskim (300).

Bardziej znanym i znacznie większym jest Kościół Polskokatolicki, powstały w 1897 roku w Stanach Zjednoczonych; był on owocem sporów polskich wiernych i księży z hierarchią włosko-irlandzką. Założycielem był proboszcz z Scranton ks. Franciszek Hodur; nie uznany przez hierarchię ogłosił w 1900 roku oderwanie od Rzymu, w 1907 roku przystąpił do Unii Utrechskiej, przyjmując z Kościoła Starokatolickiego sakrę biskupią.

Rozwój w Polsce nastąpił po I wojnie światowej wraz z napływem reemigrantów z Ameryki; pierwsza polska parafia powstałą w 1922 roku w Krakowie, w 1930 roku funkcjonowały 64 parafie. Kościół nie został do II wojny światowej zalegalizowany. Rejestracja nastąpiła w 1946 roku, ale już w 1951 władze nie zgodziły się na zarządzanie związkiem wyznaniowym przez amerykańskiego obywatela bp. F. Hodura, wymuszając autokefalię.

Do lat 90-tych funkcjonowały dwie różne struktury; odrębna krajowa i odrębna zagraniczna. Do pełnego zjednoczenia nie doszło, w 1996 roku protestując przeciw wyborowi prof. Wysoczańskiego część wiernych, w tym proboszcz parafii warszawskie ks. Tomasz Rybka, ogłosili utworzenie własnego Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego w RP, z 430 wiernymi, w tym 360 w Warszawie.

Główny Kościół Polsko-katolicki w RP w 2011 roku miał 20 402 wiernych, 75 duchownych, 76 świątyń; najwięcej w woj. małopolskim (5368) i lubelskim (4183). Zwierzchnikiem Kościoła jest ks. prof. Wiktor Wysoczański, administracyjnie podzielono Polskę na trzy diecezje: warszawską, krakowsko-częstochowską i wrocławską.

Przekracza moje kompetencje określanie różnic doktrynalnych w tych wewnątrzkatolickich sporach. Istota ich leżała w czynniku ludzkim, w buntach niedocenianych duchownych przeciw zastałej hierarchii. Takim przykładem buntownika był ks. Andrzej Huszno z Dąbrowy Górniczej, który łączył praktykę pomagania biednym robotnikom z głoszeniem radykalnych haseł, zbliżających go do antykatolickiego PPS. Suspensowany za radykalizm z Kościoła Katolickiego ks. Huszno przystąpił w 1922 roku do Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego.

„Po wojnie na terenie diecezji kieleckiej, podjął hasło kościoła demokratyczno-narodowego, zawieszony w czynnościach kapłańskich b. ks. A. Huszno. W kilku dziełkach, ulotkach i pisemku „Głos Ziemowida“, jakie wydał, widać było wpływy protestancko-modernistyczne. Huszno opanował jedną parafję, ale nie zdołał rozszerzyć swych wpływów, a usunięty przerzucił się do prawosławia i chciał stworzyć polski kościół prawosławny. (…)

Pokłóciwszy się z kierownikami sekt kościoła narodowego, pragnąc otrzymać dla swej organizacji religijnej legalizację państwową, zwrócił się do prawosławnego metropolity Dionizego i wspólnie z nim utworzył polski odłam prawosławnej cerkwi pod nazwą „polsko-narodowy kościół prawosławny”.3” Opisywał go przedwojenny sektolog ks. Grelewski.

Ks. Huszno wszedł do kultury portretowany przez J. Kaden-Bandrowskiego w „Czarnych Skrzydłach”; przed śmiercią w czerwcu 1939 roku powrócił do wiary katolickiej, a jego pogrzeb w Dąbrowie Górniczej zgromadził kilka tysięcy robotników, wdzięcznych za jego misję. Księdzu Huszno bliski był socjalizm, inny ksiądz – współtwórca Kościoła Narodowego – Czesław Oraczewski bliżej miał do sympatyków Mussoliniego, radykalnych narodowców. Nazywany przez St. Strońskiego „św. Franciszkiem w jedwabiach” cieszył się estymą wśród starszych pań.

Opiekunem politycznym bp. Hodura stał się stary lider ludowców Jan Stapiński, widział w tym możliwość pozyskania politycznych zwolenników za oceanem. Zwalanie wewnętrznych sporów w Kościele na szatana brzmiało archaicznie w wieku nauki i techniki. Tradycyjnie obciążono odpowiedzialnością „ojca wszelkiego kacerstwa” Marcina Lutra. W duchu czasu dodano mu nowych pomocników.

„Kościół katolicki głosząc, że Jezus Chrystus jest tym właśnie, od tysiącleci obiecanym Odkupicielem, godzi tem samem w podstawę koncepcyj żydowskich, w ich światowładcze plany i odbiera im wszelkie uzasadnienie. Stąd pochodzi nienawiść żywiołowa Żydów do Kościoła, pragnienie obalenia go, wykorzenienia jego wpływu na dusze ludzkie, aby w miejsce jego nauki narzucić przeświadczenie, że żydzi są po dzień obecny narodem wybranym, przeznaczonym do panowania nad światem. Żydzi usiłują rozbić Kościół przy pomocy sekt, które wytwarzają i urabiają w myśl swoich wytycznych. (…)

W czasach obecnych, charakter nowo-żydowski posiada cały szereg sekt amerykańskich, w pierwszym rzędzie tzw. „badacze pisma św.” Sekty te starają się wytworzyć pomost pomiędzy judaizmem a chrześcijaństwem po to, aby chrystjanizm wlać w żydostwo, podporządkować je, a w końcu zniweczyć na korzyść Judy!

Wpływom tych żydowskich pośredników przypisać należy fakty przechodzenia chrześcijan na judaizm, o których z tryumfem pisze pansemicka prasa. Dzisiaj, w przeciwieństwie do wieku XVI, Żydzi nie zabierają bezpośrednio głosu w sprawach Kościoła. Uważają to za niewskazane i nietaktyczne.

Wyręczają ich najmici – sekciarze. Oni to półbarbarzyńskie i chore dusze wabią do świątyni narodu „wybranego” (…) Zdecydowany, skrajny judofilizm cechuje wszystkie, bez wyjątku, sekty, działające na ziemiach polskich.„Programowymi” judofilami są metodyści, hodurowcy, marjawici (…)

Żydzi sieją jad indyferentyzmu, „tolerancji”, posługując się przy tem ironją, szyderstwem, dowcipem. Wyrównać wszystkie świętości dusz na poziomie kabaretu, – oto jest cel żydowski, – prosto wiodący do finału ostatecznego, do rządu nad temi duszami. Sprawom religji, narodu, tradycji, historji – nadać tego rodzaju posmak, ton, który musi wywołać uśmiech, odjąć im w ten sposób wagę nietykalności, świętości – oto są zadania „klubu tolerancji”. Kluby tego rodzaju istnieją wszędzie, gdzie Żyd ma dostęp do szkół, stowarzyszeń, instytucji, rodzin (…)

Judofilizm sekt tego rodzaju, jak marjawici, metodyści, baptyści, „wolni chrześcijanie”, zwolennicy teozofji, posiada jednakże specjalny charakter i zupełnie określony cel. Judofilizm wymienionych sekt jest przejawem krańcowej tolerancji religijnej, którą przedstawiciele tych wyznań w praktyce utożsamiają z indyferentyzmem religijnym, głoszącym, że „każda wiara prowadzi do Prawdy, do Boga”.

Indyferentyzm równa się poderwaniu zupełnemu autorytetu wiary. jednakże dusze ludzkie bez autorytetu żyć nie mogą. Wcześniej, czy później odezwie się w nich tęsknota za tem, co trwałe, niezmienne, nienaruszalne. Wówczas rola pośredników – sekciarzy skończy się: Wtedy Juda ukaże zmęczonem, pozbawionem oparcia duszom, od wieków, mimo burz, – trwającą świątynię „narodu wybranego”- jako ostoję jedyną – i rzuci je do nóg swoich i „uczyni podnóżkami stóp swoich”… Realizacji tych marzeń, tych celów, służą sekty – o których mówiliśmy – kierowane ręką semicką i zespalane złotem żydowskim w jeden, okalający front antykatolicki 4

Żyd gorszym wrogiem od szatana, do takich herezji dochodzili promotorzy wojen religijnych.

Cóż, nie ma dziś polskich Żydów, jest za to 191 kościołów i związków wyznaniowych, panuje zaszczepiona przez Żydów tolerancja, a nawet indyferentyzm religijny, lecz co najważniejsze nikt nikogo nie zabija, nie bije, nie niszczy z powodu różnicy w jakiego Boga się wierzy lub nie wierzy. Mnie, leniwemu sybarycie, stan taki odpowiada.

1 Dane w kościołach z opracowania GUS o wyznaniach religijnych na podstawie NSP 2011 r.

2 Jan Mrówka ( Jeleński) Nieszczęśliwi opętańcy albo jakiego to dobra chcą księża – mankietnicy dla naszego ludu ” Warszawa 1906 r.

3 Ks dr Stefan Grelewski „Sekty religijne w Polsce” Radom 1933 r.

4 Mieczysław Skrudlik „Sekty żydujące w Polsce” Wyd. Szczerbiec Łomża 1927

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.